"Jak przebiegłam swoją granicę"


Nigdy nie lubiłam biegać. Pot, zmęczenie, kilometry do przebycia - wszystko to wydawało mi się zbyt męczące i trudne. Tak było od początku. Kilka razy próbowałam to zmienić. Na próżno. Bieganie to mój próg. Granica nie do przejścia.

Granice są jednak po to, aby je łamać. Wtedy zaczyna się prawdziwy rozwój. Poszerzając granice swojego komfortu, powiększasz siebie, a przede wszystkim to, z czym czujesz się dobrze. Wiem o tym i świadomie próbowałam już różnych rzeczy, które wydawały mi się niemożliwe. Zawsze jednak bieganie pozostawało nietknięte.

Kiedyś na szkoleniu próbowaliśmy biegu transowego. Nigdy nie zapomnę min 30 zdumionych nauczycielek, których jedynym sportem do tej pory było dziarskie przekręcenie się w fotelu. "Mamy biegać?! To jakiś żart?" - pytały przerażone - ale było już za późno. Ja pewnie miałam podobną minę, ale zacisnęłam zęby i pobiegłam.

Nie był to zwykły bieg. Cała zabawa polegała na biegu w pełnym rozluźnieniu i kiedy brakowało już sił, wystarczyło uśmiechnąć się od ucha do ucha, aby siły powróciły. To ciekawe doświadczenie sprawiło, że wszystkie osoby przebiegły ok 6 km bez zatrzymywania się i bez zakwasów na drugi dzień.

Byłam z siebie bardzo dumna. Nigdy nie udało mi sie przebiec takiego odcinka i w dodatku zrobić to z uśmiechem na twarzy. Po powrocie do domu biegałam jeszcze kilka dni, po czym rozchorowałam się i moje bieganie skończyło się równie szybko jak się zaczęło. Próg znowu wyrósł przede mną i został na długi czas.


Moja siostra za to uwielbia biegać. Wczoraj powiedziała mi o akcji "Run Easy", która propaguje bieganie z pełną przyjemnością, w takim tempie, które Ci odpowiada. Nie ma tam zmuszania się czy morderczego wysiłku. Biegasz ile chcesz, z tempem z jakim chcesz, tak po prostu dla frajdy i zabawy. To podziałało na moją wyobraźnię.

W moim umyśle zabrzmiała myśl: "A może zacznę biegać?" Oczami wyobraźni zobaczyłam obraz siebie jak biegnę z uśmiechem na twarzy, w rozluźnieniu i z prawdziwą przyjemnością. Na twarzy czuję łagodny, wiosenny wiatr a w moim ciele wybuch leniwie rozlewających się endorfin. Stwierdziłam: "To jest to!"

Od razu przeszłam do działania i tak jak sobie wyobraziłam, tak zrobiłam. Mój pierwszy bieg. W pełnej radości i rozluźnieniu. Moja granica przesunęła się znacznie. Nie sądziłam nawet, że czeka tam na mnie taka nagroda. Im większa przeszkoda, tym większy prezent.

Cieszę się bardzo i dziękuję sobie za to :)

Pozdrawiam ciepło i zachęcam do przekraczania granic, tych widzialnych i tych niewidzialnych!

Kasia

1 komentarz:

OlgaG pisze...

Miałam podobny problem z bieganiem, zresztą generalnie ze sportem. Z lekcji W-F w podstawówce pamiętam głownie to, że zawsze we wszystkim byłam ostatnia(no może oprócz piłki nożnej, którą uwielbiałam i z chłopakami grałam jak równy z równym). W biegach beznadzieja, przez skrzynie nie potrafiłam skakać, a piłka lekarska lądowała tuż na moimi plecami. Pod koniec liceum postanowiłam, że to zmienię. Postawiłam sobie cel: dostać się na AWF. Zaczęłam biegać, jeździć intensywnie na rowerze, poprawiłam swój styl pływania. I tak mi już zostało. Sport to moje hobby i nieodłączny element życia. Mogę się założyć, że gdybym teraz pobiegła z koleżankami z podstawówki byłabym pierwsza na mecie:)